wtorek, 22 lipca 2014

Jeden.

            Czasami odnoszę wrażenie, że żyję w innym świecie, a rodzice zachowują się, jakby w ogóle nie byli moimi rodzicami. Ciągle faworyzują moje młodsze siostry bliźniaczki - Kornelię i Roksanę, a mnie spychają na dalszy plan. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że one, pomimo tego, iż mają już osiemnaście lat, zachowują się gorzej, niż dzieci w przedszkolu. Zaraz, wróć! Przecież mama i tata nadal traktują je jak małe dzieci, które nic nie muszą w domu robić, nie muszą pomagać ani wykonywać najprostszych czynności. Jedyny ich wysiłek sprowadza się do tego, by zjeść posiłek i siedzieć całymi godzinami przed komputerem albo telewizorem. W międzyczasie pouczą się czegoś tam do szkoły, albo chociaż pociemniają, że to robią; wieczorami wychodzą do przyjaciółek albo na imprezy. A, no i zapomniałabym - w (prawie) każdą sobotę trochę posprzątają w domu i czasami zmyją naczynia po obiedzie. Ot, cała filozofia dwóch Malińskich klonów. Cała reszta zadań i obowiązków spoczywa na moich barkach, bo rodzice ulatniają się do pracy i tyle ich widzę. Co w tym czasie robię? Odpowiem, że wszystko. Piorę, prasuję, sprzątam, poleruję podłogi, gotuję obiady, piekę ciasta, pielęgnuję mały przydomowy ogródek, koszę trawę, no i niemal codziennie jeżdżę do pomocy do sadu. A na koniec jeszcze mi powiedzą, że nic nie robię.

            Czuję się niewolnikiem we własnym domu, który traktuję jak więzienie, bo inaczej tego nazwać nie można. Nie mogę tak po prostu wyjść z mieszkania i wrócić o której chcę, pomimo tego, że skończę niebawem dwadzieścia cztery lata. O wszystkim, o każdym kroku muszę ich informować, nawet, kiedy po zrobieniu zakupów wstąpię na godzinę do kuzynki na kawę. Nie mogę umówić się z koleżankami, nie mogę o dowolnej porze dnia wyjechać do miasteczka, żeby pochodzić po sklepach, nie mogę praktycznie nic. Dlaczego? Nie wiem. Moim jedynym przeznaczeniem jest rola kury domowej i ciężka praca w stuhektarowym sadzie i trzydziestohektarowym warzywniaku, z których rodzice dostarczają owoców i warzyw do hurtowni. Do roboty mają oczywiście zatrudnioną sporą grupę ludzi, ale przecież kto lepiej nie będzie harował, niż rodzona córka?

            Chciałam iść do pracy, bo uzyskałam tej wiosny tytuł magistra farmacji i ucieszyłabym się z każdego zarobionego grosza – tym bardziej, że robiłabym to, co lubię i w czym czuję się naprawdę dobrze. Niestety, rodzice kategorycznie mi tego zabronili, bo stwierdzili, że moje miejsce jest w domu; że tu jest wystarczająco dużo roboty i nie potrzebuję dodatkowego źródła dochodów. Ale czy to jest naprawdę takie dziwne i trudne do zrozumienia, że ja chcę się usamodzielnić? Że chcę rozpocząć własne życie, na własny rachunek? Że chcę mieć swoje pieniądze na własne wydatki? Nie potrafię pojąć, dlaczego są tak przeciwni i tak sceptycznie nastawieni do moich planów, zamiarów. Przecież prędzej czy później to i tak musi kiedyś nastąpić.

            Mama zawsze dbała o porządek w mieszkaniu, czego nie można w ogóle powiedzieć o jej dwóch latoroślach, ale od kiedy ja przejęłam stery, ona praktycznie całymi dniami siedzi w hurtowni i liczy kasę na koncie. Ojciec z kolei od zawsze miał zlew - było mu wszystko jedno, czy będzie czysto i schludnie, czy na meblach osiądzie dwu-centymetrowa warstwa kurzu. Najważniejsze, żeby miał świeże ubrania i podany obiad na talerzu - tylko to się dla niego liczy. Twierdzi, że on jest od zarabiania pieniędzy i nic więcej go nie interesuje, domem mamy się zajmować my. My, czyli ja, Pola Malińska, bo nikt inny się nie kwapi do tego, by zrobić coś wspólnie i mieć więcej czasu dla siebie. To znaczy, niektórzy mają tego czasu aż nadto, ale pożytkują go w zupełnie inny sposób.


            Nie wiem, co rodziciele chcą przez to osiągnąć. Boją się, że jak rozpocznę jakąś pracę, albo nie daj Boże wyjadę do większego miasta!, to nie będzie miał im kto obiadków gotować i zarosną syfem?
Może czas najwyższy się o tym przekonać?

***
Witajcie moje Kochane! :)
Stwierdziłam, że nie ma co czekać, tylko wystartować z Polą i Marcinem, bo coś tam mam już napisane, resztę w międzyczasie dopiszę i po co ma mi zalegać w kompie...
Cieszy się ktoś z tegoż faktu? ;p

Nie będzie to długa i (mam nadzieję) oklepana historia. 

Ściskam... albo nie! nie ściskam, bo na zewnątrz jest tak gorąco,
że pewnie każda z Was ma tego ciepła już dość. :)
Zatem... pozdrawiam chłodno, o! :*

PATKA.

9 komentarzy:

  1. Przyznam ze wstydem, że czytam każde Twoje opowiadanie, ale pomimo to jak dotąd nie zdobyłam się nawet na króciutki komentarz. Przepraszam i obiecuję poprawę! :)
    Główna bohaterka jak widać nie ma łatwego życia. Haruje jak wół nie mogąc liczyć choćby na odrobinę wdzięczności, rodzice spychają ją na dalszy plan kosztem faworyzowanych leniwych sióstr, a ona nawet nie może się uniezależnić od rodziny. bo spotyka się to ze sprzeciwem jej bliskich. Ostatnie słowa zdają się jednak sygnalizować zmianę tego stanu rzeczy, prawda?
    Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O i bardzo dobrze, że przez Poli umysł przeszła myśl pozostawienia rodziców z ich ukochanymi bliźniaczkami i wyjechania do większego miasta! Bydgoszcz na pewno chętnie ją powita w swoim gronie <3
    Szczerze powiedziawszy państwo Malińscy są na wpół sprytni. Mają darmową sprzątaczkę w domu i pomocnicę w sadzie, i dwa nieroby na kanapie.Komu by taki układ nie pasował, oprócz biednej Poli? Nawet na pochwałę dziadów kalwaryjskich nie stać! -.-

    Ja się bardzo piszę na tę historię! <3 Zwłaszcza z Bydgoszczą w tle <3 ;)
    Dzięki za chłodne pozdrowienia, przydadzą się! :*
    Ja Ciebie też tak pozdrawiam, Happ ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście jestem!
    Pola powinna wziąć życie w swoje ręce, a nie stracić je harując w domu bez krzty pomocy sióstr czy rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oczywiście, że ciesze się z nowej historii, z nowego pomysłu, z nowych bohaterów ^^
    Szkoda mi okropnie Poli i gdybym tylko mogła, to porwalabym ja gdzieś do jakiegoś miasta, przypadkowo Bydgoszczy i zostawiła tam pod drzwiami jakiegoś siatkarza. ;))
    Całuje :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszymy się że jesteś. Brakowało nam to Ciebie wiesz ??
    Ale wracając do opowiadania
    Pola nie ma własnego życia. Najwyższy czas to zmienić. Nie można cały czas siedzieć w domu ! mam nadzieję że Marcin jej w tym pomoże ;)
    całuję i czekam na więcej
    Winiarowa :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie kochana, wreszcie!!!
    Nie wyobrazam sobie takiego życia, ale takie rzeczy ciągle się zdarzają. Na szczęście jest wykształcona i poradzi sobie jeśli od rodziców się wyprowadzi!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czuję, że Pola jest bardzo wrażliwa i nieasertywna, przez co nie potrafi postawić na swoim, a poddaje wszystkiemu, co powiedzą rodzice. Przeczuwam, że panna Malińska ucieknie z tego gniazda domowego prędko, i jakimś cudem trafi/spotka Walińskiego ^^ hahahah odkryłam Amerykę, nie? xD
    Czekam <3
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. No wreszcie! Bardzo czekałam na tę opowieść i jak widać, cierpliwość się opłaca :)
    No nie powiem, Pola ma, mówiąc brzydko, przesrane. Współczuję jej i jestem ogromnie szczęśliwa, że moim rodzicom tak nie odbija i, że wszyscy w domu obowiązki mają podzielone. Bo gdyby przyszło mi tak harować jak główna bohaterka (a tak - jestem najstarsza z rodzeństwa) to bym szybko wykitowała. A i widać też, że i cierpliwość Poli jest na granicy. Ciekawa jestem jak potoczą się jej losy, bo wygląda na to, ze chce się zbuntować. I dobrze! :P
    No i czekam na Marcina ^^
    Pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu dotarłam ^^
    Pola zdecydowanie nie ma łatwego życia. Nie dość, że jest traktowana jak kura domowa to jeszcze jej rozwój jest ograniczony. Jak się nie zbuntuje i nie wyjedzie to się dziewczyna zmarnuje.
    Przepraszam, że tak krótko i bezsensownie, ale alergia mnie kiedyś dobije całkiem :/
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń