Zegar już dawno
wybił godzinę dwudziestą trzecią, za oknem było ciemno i wietrznie, a ja nadal
tkwiłam w jednej z hal hurtowni i układałam marchewkę w skrzynkach. Nie miałam
już siły, ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a z każdą minutą moje powieki
stawały się ciężkie niczym ołów. Kto wie, czy nawet nie cięższe.
Koniec. Koniec na
dziś. Koniec na zawsze.
Nie dam się
więcej wykorzystywać i harować jak wół od świtu do nocy, podczas gdy moje
siostry leżały brzuchami do góry, malowały sobie paznokcie, oglądały telewizję
i zajadały się chipsami. Miarka się przebrała! Wsiadłam do samochodu, na
miejsce pasażera rzuciłam swoją granatową listonoszkę, odpaliłam silnik i
ruszyłam przed siebie.
Nie skręciłam
jak dotąd w prawo, do domu. Skręciłam w lewo, w nieznane…
Zostawiłam drewniane
skrzynki, zostawiłam setki kilogramów warzyw, zostawiłam to wszystko – moje dotychczasowe
życie – za żelazną bramą, którą zamknęłam na kłódkę, a klucz wyrzuciłam gdzieś
na trasie przez szybę. W sumie, nic by się nie stało, gdybym tych cholernych wrót
nie zamknęła. Nie obchodziło mnie ani to, co stanie się z sadem, ani z moją
rodziną. Mogli ich okraść, napaść – cokolwiek. Oni przestali dla mnie istnieć. Chciałam
się odciąć od tego wszystkiego, raz na zawsze… I stuprocentową rację mieli Ci,
którzy mawiali, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. W rzeczywistości
jest zupełnie inaczej; w rzeczywistości człowiek człowiekowi jest wilkiem, a
nie przyjacielem, które okaże swą pomocną dłoń.
Cóż z tego, że
panowała wszechobecna ciemność, że jechałam jakąś boczną i nieoświetloną drogą,
nie wiedząc dokąd mnie zaprowadzi? To liczyło się akurat najmniej w tym
momencie. Byłam wolna. I z każdą kolejną chwilą coraz bardziej cieszyłam się z
tegoż faktu. Towarzystwa dotrzymywały mi jedynie wydobywające się z radia utwory,
które rozbrzmiewały cichutko po całej przestrzeni auta. Balsam na mą duszę. Naprawdę.
I mogłabym tak
trwać w tym stanie w nieskończoność, owszem, bardzo chętnie. I wszystko było
pięknie ładnie, mój spontaniczny plan powoli się spełniał i urzeczywistniał, a
ja czułam się, jakby ktoś podarował mi drugie życie. Oczywiście, do czasu. Do czasu,
kiedy bak mojego wozu wypełniała ciecz zwana paliwem.
Środek nocy, a
ja stoję w szczerym polu, zziębnięta i zmarznięta do szpiku kości. Cholera, że
też w tej całej euforii nie przyszło mi na myśl, żeby zajechać na stację benzynową
i zatankować do pełna… Na domiar złego zepsuło się ogrzewanie i rozładowała mi
się komórka. I co ja teraz zrobię? Nawet nie wiem, gdzie jestem…
Włączyłam światła
awaryjne, zamknęłam się od środka i czekałam. Czy na cud? – mam nadzieję. Czyste
szaleństwo przerodziło się momentalnie w strach - strach przed samotną i
niebezpieczną nocą na opustoszałej trasie. Chciałam, by jak najszybciej nastał
ranek. Wiedziałam, że wraz z nim pojawią się też w mojej głowie pomysły i
optymalne rozwiązanie na dalszą podróż.
Obudziło mnie coraz
bardziej intensywne pukanie w szybę. Serce podeszło do gardła, a nogi przybrały
konsystencję galarety; jednak mimo tego podniosłam powieki, co prawda niepewnie
i z wielkimi obawami, ale podniosłam. Przy moim Oplu okupowało kilkoro wysokich
mężczyzn, którzy bacznie obserwowali mnie i moje ruchy, a tuż przed nimi stał oświetlony
autokar.
- Halo! Proszę
otworzyć drzwi! – nakazywał jeden z nich.
- Przepraszam,
czy wszystko w porządku? – dodał drugi.
Nie wiedzieć
czemu, odblokowałam zamek centralny i pozwoliłam na to, by nieznajomi nawiązali
ze mną rozmowę.
- Czy coś się
stało? Halo, proszę Pani? – wtrącił trzeci. W oddali ktoś rozmawiał po
niemiecku, żywo przy tym gestykulując.
- Ja… ja
jechałam i skończyło mi się paliwo… wyładowała mi się bateria w telefonie i
siadło ogrzewanie… - wydukałam, trzęsąc się z zimna jak osika.
- Mój Boże,
przecież Pani ma dreszcze! – stwierdził ten pierwszy. - Boniu, dawaj koce! I wołaj tu lekarza! –
krzyknął do kolegi wychodzącego z autobusu.
- Długo Pani
już tak tkwi tu na środku drogi? – dopytywał.
- Nie… Nie
wiem… Która jest w ogóle godzina?
- Dochodzi trzecia
nad ranem. Czy możemy jakoś Pani pomóc? - nie odpowiedziałam nic, bo nie miałam
już na to najmniejszej siły, a wszystkie następne wydarzenia pamiętam jak przez
mgłę.
- Chłopaki, chodźcie,
pomożemy Pani wysiąść i zabierzemy ją ze sobą. – zarządził jeden z brunetów i już
po chwili czułam jak niesie mnie na rękach, a następnie sadza na niewielkim
fotelu autokaru, uprzednio otuliwszy szczelnie kocami me zmarznięte ciało. Usiadł
obok mnie i podłożył pod głowę poduszkę.
- Dzięki. Jak
masz na imię?
- Marcin. A
Ty?
- Pola jestem.
– odpowiedziałam już w śpiku. - Dokąd jedziemy?
- Do
Bydgoszczy.
Ale tego już
nie usłyszałam…
***
Halo, jest tam jeszcze ktoś, kto czekał? :)
Będzie mi bardzo miło... :)
Dla zainteresowanych /coś nowego, o Złotoustym ;) /:
<3
OdpowiedzUsuńW końcu poszła za impulsem i wyrwała się z tego piekła bez specjalnego planu, bez spakowania chociażby jednej walizki. Już dawno powinna to zrobić, ale zawsze było jakieś ale. Może to lepiej, że nie szykowała się do tej ucieczki tylko zadziałał impuls. Pewnie gdyby zaplanowała każdy szczegół nie wyrwałaby się. Szkoda tylko, że w tej całej euforii z ucieczki zapomniała zatankować samochód. Jednak jak mniemam na złe jej to nie wyjdzie skoro spotkała Transfersiki ^^
UsuńPisz tak szybko kolejny, bo żem ciekawa :D
Jak się cieszę, że Pola w końcu przejrzała na oczy i uwolniła od tej rodzinki :)
OdpowiedzUsuńNo i w końcu poznała Marcina - ciekawa jestem jak ich losy sie potoczą :D
Czekam na kolejny rozdział :*
pozdr Siatkoholiczka <3
Pewnie, że czekał! :)
OdpowiedzUsuńJestem dumna z Poli. Wreszcie podjęła zdecydowane kroki i odcięła się od tych ludzi. Czasami takie spontaniczne decyzje są lepsze niż przemyślane. I tak już długo zwlekała ze wszystkim.
No i do akcji wkracza Marcin, więc pewnie będzie jeszcze ciekawiej ;)
A na Krzysztofie również postaram się być, o ile czas pozwoli :)
Pozdrawiam :)
Czekaliśmy :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobre, a z drugiej lekko nieodpowiedzialne, że Pola od tak chciała zostawić rodzinę. Ona musi się na to wewnętrznie przygotować, bo inaczej nie da sobie sama rady, no chyba, że Marcin przygarnie ją pod swoje ramiona :D
Jestem ciekawa, jak zareaguje jej rodzina, gdy dowiedzą się, że Pola chciała uciec, zostawić ich raz na zawsze.
Całuję :*
Czekałam, to chyba oczywiste!
OdpowiedzUsuńWreszcie zdecydowała się na odważny i jedyny pozytywny krok jaki mogła zrobić. Moż ucieczka to nie rozwiązania. Mogła chociaż pozabierać swoje rzeczy:). Jest inteligentna i wykształcona, więc jakoś sobie poradzi!
Zmieniłaś wygląd i od razu milej dla oka :) (bloga, rzecz jasna! :D W sobie to Ty nic nie zmieniaj!!)
OdpowiedzUsuńPola, to teraz zacznie się przygoda i podejrzewam, że z pewnym panem będzie "konfrontacja umysłów" :D
W końcu coś się zmieni w życiu Poli chyba tylko na lepsze. Ciekawa jestem czy rodzina odczuje jej brak (ba!), czy będzie jej szukać, choć może ominiesz ten wątek. Więc chętnie się dowiem, jak zapozna bliżej z niejakim Marcinem :P
Ściskam :*